Jak pomóc dziecku w zrozumieniu jego emocji? Obserwujmy uważnie!
Rodzic musi naprawdę być bacznym obserwatorem, żeby wiedzieć, czy dziecko płacze, bo jest głodne, a może jest mu zimno, a może coś je boli lub po prostu się nudzi. Zazwyczaj dziecko też tego nie wie, a jeśli bez większego zastanowienia i nie dając sobie ani dziecku czasu na rozpoznanie przyczyny dyskomfortu, spróbujemy zaspokoić wszystkie możliwe potrzeby – nakarmimy, przewiniemy, otulimy i przytulimy – nie nauczymy się, czemu dziecko płacze, a co więcej, dziecko nie będzie się uczyć odczytywania własnych potrzeb i związanych z nimi emocji. A nauka ta zaczyna się właśnie od razu po urodzeniu.
Uczmy dziecko nazywać i rozumieć jego emocje!
Dziecko eksperymentuje z nazwami emocji, tak jak uczy się wszystkich innych nazw. Wypowiada słowo i oczekuje informacji zwrotnej, czy użyta nazwa jest właściwa. I tylko takiej informacji. Mówi np. – „jestem wściekła/-y” i czeka na potwierdzenie.
Informacja od rodzica: „Tak, widzę, że jesteś wściekła/-y, ale powiedz mi, dlaczego” – nie tylko pomaga dziecku w adekwatnym nazywaniu własnych uczuć, ale też uczy je poszukiwania ich przyczyn, rozumienia skąd się wzięły.
Zamiast oceniać uczucia, powinniśmy zwracać uwagę na sposób ich okazywania i konsekwencje do jakich prowadzą. „Widzę, że się złościsz, ale nie musisz krzyczeć’. „Zazdrościsz mu tej zabawki, ale to nie powód, żeby mu ją wyrywać”. Oddzielmy uczucia – nad nimi naprawdę nie panujemy – od sposobu w jaki się zachowujemy. Nauczenie dziecka, że konkretna emocja jest zła, niewłaściwa, nie prowadzi do tego, że więcej się nie pojawi, a jedynie do tego, że zostanie inaczej nazwana lub spowoduje, że dziecko poczuje, że to ono jest złe, niewłaściwe, skoro tak a nie inaczej się czuje w danym momencie.
Zadanie wspomagania dziecka jest tym trudniejsze, że często my sami, dorośli, mamy kłopoty ze zrozumieniem własnych emocji. Nikt nas przecież nie uczył, jak rozumieć własne emocje, a jednak wszyscy wymagają, abyśmy to umieli. Często nie zastanawiamy się nawet, na ile rozumiemy, co w danej chwili się z nami dzieje.
Okazujmy i nazywajmy własne emocje!
Rodzice mają często poczucie, że muszą ukrywać własne uczucia, bo ich okazanie może zostać przez dziecko odczytane jako słabość. A przecież rodzic musi być silny, bo tylko taki potrafi zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Te oczekiwania dotyczą w znacznie większej mierze ojców. To oni mają obowiązek w każdej sytuacji zachować twarz pokerzysty. Warto jednak mieć świadomość, że wielu rzeczy dzieci uczą się dzięki obserwacjom. Są bacznymi obserwatorami. Patrzą uważnie i chcą wiedzieć, co się dzieje, a także zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Jeśli chcemy pomóc dziecku, musimy i w tej sprawie stanowić dla niego wzór do naśladowania. Okazujmy uczucia i mówmy dziecku, co się z nami dzieje. Nie powinniśmy się tego bać. Nazywajmy własne emocje, uczymy w ten sposób dziecko lepiej zrozumieć także jego własne. Próbujmy wytłumaczyć, co się z nami dzieje i dlaczego. „Jestem smutna, bo moja przyjaciółka jest chora” – to wyjaśnia i zachowanie i przyczyny. Dzieci, podobnie zresztą jak ludzie dorośli, boją się najbardziej tego, co niejasne, niezrozumiałe.
Dlaczego warto pozwalać dziecku, żeby mówiło, co czuje! Po co stawiać dziecku granice? Jak być obecnym rodzicem, mając trudną i wymagającą pracę? W jaki sposób radzić sobie z rodzicielskimi wyrzutami sumienia?
Jeśli interesują Cię odpowiedzi na te pytania i chcesz otrzymać pełną wersję poradnika dr Zuzanny Toeplitz pt. Rozmowy o emocjach…, wydanego przez Fundację Dorastaj z Nami i Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa, wejdź na stronę www.dorastajznami.org lub skontaktuj się z Fundacją telefonicznie.